Zielone Laboratorium Regenerujący krem do dłoni

 Choć mamy już połowę marca i zima teoretycznie się z nami żegna, to jednak pogoda nadal nie rozpieszcza. Rano i wieczorem wciąż jest chłodno, a ja coraz częściej łapię się na tym, że zapominam o rękawiczkach. Skóra dłoni nie zapomina jednak o zimie tak łatwo... Suche, zaczerwienione, nieprzyjemnie szorstkie – tak wyglądają dłonie narażone na zimno, wiatr i ciągłe mycie. Dlatego teraz, na koniec zimy, intensywniej niż zwykle sięgam po mocniejsze kremy, które mają nie tylko nawilżać, ale naprawdę regenerować. I takim kosmetykiem okazał się regenerujący krem do dłoni Zielone Laboratorium.

Na początek o opakowaniu. Krem zamknięty jest w plastikowym, przezroczystym słoiczku z czarną zakrętką. Szata graficzna bardzo minimalistyczna, bez zbędnych ozdobników – prosto, czysto, naturalnie. Lubię takie rozwiązania, bo od razu widać, ile produktu zostało. Słoiczek jest dość spory, bo mieści aż 100 ml kremu, więc wystarcza na długo. Jeśli chodzi o zapach – muszę przyznać, że mi osobiście się średnio się podoba. To delikatny, ziołowy aromat, który na szczęście szybko się ulatnia, ale nie ukrywam, że wolę kosmetyki o ładniejszym, bardziej neutralnym zapachu. Tutaj czuć naturę, szałwię, bazylię, ale bez słodkich nut, co nie każdemu przypadnie do gustu. Dla mnie ważne jednak, że zapach nie jest nachalny i nie zostaje na skórze długo.

Konsystencja kremu jest dość gęsta, konkretna, ale w kontakcie ze skórą staje się kremowa i przyjemnie się rozprowadza. Nie jest to lekki kremik, ale wchłania się dość szybko i nie pozostawia tłustej warstwy, co bardzo mnie cieszy. Po aplikacji dłonie są natychmiast miękkie, gładkie, jakby otulone niewidzialnym filmem ochronnym.

Co ważne, krem świetnie radzi sobie nie tylko z dłońmi, ale też... stopami! Tak, zaczęłam go używać na noc także do stóp, bo skoro działa na dłonie, to pomyślałam, że może da radę również z przesuszoną skórą pięt – i sprawdza się rewelacyjnie. Pojemność jest spora, wiec mogę sobie na to pozwolić.
Krem  naprawdę zachwyca składem. Jest naturalny, wegański, bez sztucznych dodatków, silikonów czy parabenów.

💚 Masło shea – mój ukochany składnik, który regeneruje, wygładza, odżywia. Zawiera witaminy A i E, które działają jak tarcza ochronna na skórę. Wiem, że wiele z Was tak jak ja ma szczególnie suche dłonie zimą, a masło shea naprawdę robi różnicę.
💚 Xeradin™ (ekstrakt z szałwii) – to unikalny składnik nawilżający, który ma działać długotrwale. I rzeczywiście – zauważyłam, że po regularnym stosowaniu kremu dłonie nie wymagają smarowania co chwilę, jak to bywa z lżejszymi kremami.
💚 Olejek bazyliowy – nie tylko nadaje kremowi naturalny zapach, ale również tonizuje i odżywia skórę, co świetnie widać przy skórze skłonnej do podrażnień i zaczerwienień.

Co dla mnie ważne, krem nie zawiera SLES, SLS, PEG, silikonów, parabenów, ani innych sztucznych "ulepszaczy", a do tego nie był testowany na zwierzętach i jest przyjazny weganom.
Jeśli chodzi o działanie – krem bardzo dobrze radzi sobie z przesuszoną, popękaną skórą dłoni. Już po kilku dniach widziałam różnicę: skóra stała się bardziej elastyczna, miękka, mniej podatna na podrażnienia. To nie jest efekt na chwilę – nawet jeśli zapomnę go użyć raz czy dwa, to skóra nadal wygląda dobrze, co świadczy o tym, że działa w głębszych warstwach skóry, a nie tylko na powierzchni. Polubiłam go też za to, że świetnie sprawdza się po myciu naczyń – kiedy skóra jest ściągnięta, a dłonie szorstkie. Po nałożeniu kremu uczucie ściągnięcia znika praktycznie od razu. Na noc lubię nałożyć grubszą warstwę, rano dłonie są gładkie, miękkie, a skóra wygląda zdrowiej.

Plusy:
- świetny skład,
- treściwa konsystencja,
- szybko się wchłania,
- nie pozostawia tłustego filmu,
- nawilża,
- regeneruje skórę, 
- wygładza i zmiękcza naskórek,
- sprawdza się również na stopy,
- minimalistyczne opakowanie.

Minusy:
- ziołowy zapach.

Cena 58 zł

Krem pochodzi z pudełka z kosmetykami Pure Beauty edycja ROYALty#12


Komentarze