Forget Me Not Walk On The Beach perfumowane serum do rąk 150 ml

 Pielęgnacja dłoni jest dla mnie dość istotna, ale często zapomniane. Moim zdaniem, to one najbardziej zdradzają wiek i kondycję skóry. Dłonie myję wielokrotnie w ciągu dnia, korzystam ze środków do dezynfekcji, a do tego pracuję przy komputerze, więc przesuszenie pojawia się błyskawicznie. Od kiedy zaczęły się chłodniejsze dni, sięgam po kosmetyki do pielęgnacji dłoni coraz częściej i ostatnio ulubionym z nich jest perfumowane serum do rąk Forget Me Not Walk On The Beach. Sama nazwa obiecuje coś przyjemnego — spacer po plaży, świeży powiew, odświeżenie z domieszką relaksu. 

Opakowanie z pompką to strzał w dziesiątkę. Nic się nie wylewa, nie trzeba odkręcać nakrętek ani siłować się z tubkami tłustymi dłońmi — jedno kliknięcie i mam idealną ilość kosmetyku. Trzymam je przy umywalce obok mydła i dzięki temu naturalnie po nie sięgam po każdym umyciu rąk. To naprawdę ułatwia regularność, a przy pielęgnacji dłoni właśnie ona przynosi największe efekty. Konsystencja jest zaskakująca jak na serum do rąk — dość gęsta, aksamitna, ale nadal lekka w rozsmarowaniu. Wchłania się szybko, a po chwili mam wrażenie, jakby skóra dosłownie była odżywiona. I co najważniejsze: zero tłustego filmu. Mogę bez problemu wrócić do telefonu czy klawiatury, nie zostawiając na nich odcisków palców pokrytych kremem. To zdecydowany plus w codziennym użytkowaniu.

Zapach też zdecydowanie zasługuje na chwilę uwagi. Producent opisuje go jako połączenie grejpfruta, bergamotki i cedru — i rzeczywiście najpierw czuję świeżość cytrusów, taką prawdziwą, energetyzującą. Później aromat robi się delikatnie cieplejszy, bardziej miękki. Na mojej skórze zapach utrzymuje się naprawdę długo, co mnie bardzo zaskoczyło jak na kosmetyk do dłoni. Ten zapach poprawia mi nastrój, daje takie poczucie czystości, świeżości i lekkości. Jeśli plaża ma swój zapach — to właśnie taki. Po prostu przyjemnie jest wrócić dłonią blisko twarzy i poczuć to jeszcze raz, szczególnie w takie jesienne, szare dni.
Skład serum jest naprawdę interesujący. Wegańska formuła z przewagą składników pochodzenia naturalnego wpisuje się w pielęgnację, którą lubię. Jest tutaj olej ze słodkich migdałów, który lubi moja skóra, bo od razu przynosi jej poczucie komfortu. Do tego olej z pestek winogron — lekki, ale odżywczy. Masło shea tworzy na powierzchni skóry delikatną warstwę ochronną, chroniąc przed utratą wilgoci. Kwas hialuronowy odpowiada za nawilżenie, co czuć już po pierwszym użyciu. Zaciekawił mnie ekstrakt z bursztynu — rzadko spotykam go w kosmetykach do rąk, a tutaj daje im dodatkowy zastrzyk antyoksydacyjny, wspierając regenerację skóry. Do tego minerały takie jak magnez, cynk czy mangan, które wzmacniają barierę ochronną skóry. 

Największą satysfakcję daje mi efekt tuż po aplikacji. Skóra staje się przyjemnie miękka, gładka i elastyczna. Mam wrażenie, jakby serum natychmiast uzupełniało braki nawodnienia i wypełniało suchą skórę od środka. Przy regularnym stosowaniu widzę, że dłonie nie są już tak podatne na spierzchnięcia — nawet przy częstym myciu. Suchość skórek wokół paznokci również się zmniejszyła, a to dla mnie ma ogromne znaczenie, bo lubią robić mi niemiłe niespodzianki szczególnie zimą. Jednocześnie serum nie tworzy okluzji tak mocnej jak ciężkie masła czy kremy zimowe, więc sprawdza mi się również w ciągu dnia. To przyjemny rytuał, który daje realny efekt pielęgnacyjny, a dzięki zapachowi mam wrażenie, że robię coś więcej niż tylko „smaruję dłonie” — naprawdę dbam o siebie.

Plusy:
- piękny, długotrwały zapach,
- pompka ułatwiająca aplikację,
- natychmiastowe poczucie odżywienia,
- szybko wchłaniająca się formuła,
- brak tłustego filmu,
- bogaty skład.

Minusy:
- brak.

Cena 19,99 zł 

Serum pochodzi z pudełka z kosmetykami Pure Beauty edycja So Mellow

Komentarze